Webadmin

 

Nastały niestety ciężkie czasy dla całego środowiska żeglarskiego. Wielu z nas musiało zrewidować swoje plany na ten rok i odwołać od dawna planowane i wyczekiwane rejsy. Wszak bezpieczeństwo załogi musimy stawiać zawsze na pierwszym miejscu. Nikt nie chce podejmować ryzyka związanego nawet z odległymi w czasie rejsami. Wydaje się to oczywiste i składa się na to wiele czynników. Zbyt wiele zagrożeń oraz bardzo trudny do oszacowania kierunek rozwoju choroby nie nastrajają optymistycznie. Czy jest dla wszystkich oczywiste? Jak się okazuje nie.

 

Niektórzy armatorzy i ich polscy pośrednicy wykorzystują obecną sytuację by ratować swoje finanse naszym kosztem i za wszelką cenę. Jakże zdziwił się nasz kolega klubowy, gdy postanowił ostatnio zrezygnować z rejsu z powodu pandemii. Otóż okazało się że nie odzyska wpłaconej zaliczki na rejs. Mówimy tu o sporej kwocie bo równowartości połowy czarteru.

 

Przy czym żeby być w porządku nie zażądał zwrotu jej całości, ale wartości procentowej przewidzianej umową z polskim pośrednikiem. Rozwiązanie takie wydawało się dobre dla wszystkich, armator zatrzymuje część zaliczki no i pozostaje mu kilka miesięcy na znalezienie nowego klienta. Pamiętajmy, że w chwili obecnej armatorzy nie mogą w ogóle wywiązywać się z podpisanych umów no i perspektywy zmiany sytuacji w tym sezonie są nikłe.

 

Najciekawsza jest w tym wszystkim postawa polskiej firmy czarterującej, która w całej tej sytuacji umywa ręce stawiając się poza problemem. Abstrahując od zapisów umownych, które w oczywisty sposób zezwalają na wcześniejszą rezygnację (koszty z nią związane). Firma ta kręci i lawiruje twierdząc, że te zapisy jej nie dotyczą i nie poczuwa się do zwrotu pieniędzy. Nie ma po jej stronie najmniejszej rzeczywistej woli pomocy w celu rozwiązania problemu. No chyba że za taką weźmiemy straszenie klienta utratą całości zaliczki jeśli nie zgodzi się na ultimatum armatora.

Armator zaproponował naszemu koledze voucher z realizacją do końca przyszłego roku. Problem w tym, że zgodnie z umową musiałby wpłacić pozostałą część opłat czarterowych. Biorąc pod uwagę rozmaite ryzyka nie zgodził się na takie rozwiązanie.

 

Cała ta sytuacja i sposób jej rozwiązania budzą niesmak i dalekie są od żeglarskiego ducha. Czasy pandemii jednak kiedyś miną i wrócimy na wodę.

 

Gdzie wtedy będą armatorzy i firmy czarterujące?

 

Ahoj!

 

PS

Na prośbę kolegi w artykule nie podaliśmy jego personaliów oraz nazwy armatora i polskiej firmy czarterującej ze względów prawnych, gdyż prawdopodobnie cała sprawa będzie miała swój finał w sądzie.

Oczywiście udostępnimy ją na priv wszystkim zainteresowanym.